poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Malé ryby taky ryby

Małe ryby też ryby - takim czeskim przysłowiem mogę podsumować swoją wyprawę do Pragi pod kątem groundhoppersko-grounspottingowym. Jako że była to wycieczka z uczelni, tylko na trzy dni i w środku tygodnia, nie miałam czasu i okazji obejrzeć zbyt wielu stadionów, o meczach nie wspominając. Ale jak na wielbicielkę piłki nożnej przystało, musiałam choć w przelocie zobaczyć coś związanego z českým fotbalem.




Plan był taki, by zobaczyć stadion Sparty Praha, stadion na Strahovie (który jest największym stadionem piłkarskim na świecie), zerknąć na stadion Viktorii Žižkov (w pobliżu którego mieliśmy mieszkać) i co tam po drodze się trafi.


I co z tego wyszło? Stadion Sparty popodziwiałam sobie z zewnątrz, do Strahova okazało się, że jest za daleko, a stadion Viktorii mogę sobie pooglądać na zdjęciach w Internecie, bo zrobiłam mu tylko jedno zdjęcie. Ale po kolei.


Każdy miłośnik turystyki stadionowej wie, że Czesi kochają piłkę nożną i kilka klubów w stolicy jest. Guglowa mapa pokazywała, że nasz pensjonat znajduje się niedaleko stadionu jednego z nich. Weszłam do pokoju, wyjrzałam przez okno, a tam taki widok:



Aaa, jak pięknie!!! Mimo że obok stadionu przechodziłam kilka razy, nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. W zamian zaserwuję fotę czeskich gołębi na Moście Karola, które pewnie kibicują Viktorii.


Stadion Sparty Praha. We wtorek pojechaliśmy zwiedzić Galerię Narodową, w pobliżu której - jak się okazało - znajduje się siedziba Sparty. Wszystko dzięki koledze, który wiedział, co, gdzie i jak. Oderwaliśmy się od grupy i poszliśmy na Generali Arenę. "Na" to za duże słowo, bo niestety nie było jak wejść. Ale byłam, zobaczyłam, zdjęcia porobiłam.

Stadion z zewnątrz nie robi wielkiego wrażenia.

Na stadion nie wolno wnosić bomb :-(

No tak, akurat tego dnia Sparta rozgrywała mecz... Co z tego, jak na stadion było daleko i mieliśmy już zaplanowane (odgórnie) inne atrakcje na wieczór.



Sroka sprawdza stan murawy.


Żeby nie było wątpliwości, że tam byłam ;-)

Zamiast wystawy sklepu dla kibiców, wyszła słit focia w lustrze.





Jedna ze ścian to istna galeria kibicowskich graffiti.




Ultrasi prawie mnie przekonali do wstąpienia do ich grupy.




Strahov nie wypalił. Mój kumpel prażanin stwierdził, że stadion znajduje się za daleko. Teraz, oglądając mapę Pragi i wiedząc jak miasto wygląda, widzę, że tak naprawdę można było tam dojść nawet pieszo. Nic straconego - w wakacje planuję wyprawę do Pragi. Czy sama, czy ktoś się dołączy - to się okaże. Ale na pewno zrobię sobie piłkarską mapkę Pragi i postaram się wyskoczyć na jakiś mecz.


Na razie pozostaje mi tęsknota za Pragą. Nie ma ani grama przesady w tym, co mówią wszyscy, którzy tam byli - że to niesamowite, magiczne i bajkowe miasto...
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz