wtorek, 3 listopada 2015

50 twarzy futbolu

Uwielbiam tę robotę. Jednego dnia jestem na nowoczesnym stadionie jednej z najlepszych drużyn w kraju, który gościł również gwiazdy futbolu z zagranicy, by dwa tygodnie później znaleźć się boisku w środku lasu, na którym trawa zajmuje jakieś 20% powierzchni.




Niedawno po fejsbuku krążył taki filmik:


Myślę, że gdyby ktoś nagrał moje reakcje z 10 października, mógłby je spokojnie do niego wkleić, jako taki bonus świadczący o tym, że dorośli też się cieszą spotykając swoich idoli.


Wiśle kibicuję od początku mojej przygody z piłką nożną, czyli równo od dwunastu lat. Pamiętam ogromny plakat nad łóżkiem: Żurawski, Szymkowiak, Kłos, Frankowski, Majdan... O ten, właśnie ten:

fot. antykwariatsportowy.pl
Nawet zrobiłam sobie z nim selfie - selfie aparatem analogowym w 2004 roku, to było chyba jedno z pierwszych w historii! Ale tego zdjęcia nie będę już prezentować :-P Tym razem nie musiałam robić fotek piłkarzom na papierze, bo w końcu mogłam zobaczyć ich wszystkich na żywo, podczas meczu Wisły Kraków z Gwiazdami Białej Gwiazdy.


Oczywiście tradycyjnie szukałam wejścia dla mediów, a kiedy je znalazłam okazało się, że zabrakło kamizelek foto i będę musiała paradować w granatowej TV. Do tego przygotowano dla mnie akredytację dla prasy zamiast dla foto. Miły pan coś na niej wpisał, ale i tak byłam najmniej fotoreporterską fotoreporterką tego dnia :-D


Na stadionie przy Reymonta byłam dwa lata temu jako kibic, ale kiedy weszłam na murawę z aparatem... Emocje nie do opisania. A najlepsze i tak miało dopiero nadejść.


Najpierw na boisku pojawiła się obecna drużyna Wisły, potem spiker zaczął wyczytywać nazwiska legend. Wpatrywałam się w ten tłum piłkarzy, a jego ciągle nie było... Wybiegł na samym końcu. Radosława Sobolewskiego darzę wielką kibicowską miłością, odkąd zjawił się w Wiśle, teraz jest jedynym powodem, dla którego gdzieś tam po cichu kibicuję Górnikowi Zabrze. No łezki w oczach no :-)


Mecz był dość... jednostronny. Wisła wygrała z Gwiazdami 6:1.









Sędzia Jakub Ślusarski jest ciągle uśmiechnięty, nawet podczas meczów.

Po tej stronie boiska warunki do fotografowania były... takie sobie.
Rolę sędziego technicznego pełnili kibice. Przed meczem można było "wykupić" różne zadania, a dochód powędrował na konto Wisły, która od jakiegoś czasu ma problemy finansowe.










Oho, będzie rzut karny!














Po spotkaniu szaleni towarzysze wyprawy postanowili wbić na pomeczowe afterparty. Oczywiście się nie udało, za to miałam okazję zobaczyć z bliska prawie wszystkich zawodników. Niby mogłam też sobie porobić z nimi zdjęcia, ale zależało mi tylko na Sobolu. No i mam!


Czas jednak powrócić do codzienności. 22 października udałam się do Bogunic, gdzie gra LKS Adamowice. Zajmujący drugie miejsce w tabeli B klasy gospodarze zmierzyli się tego dnia z LKS-em Lyski, który był czwarty, ale nie przegrał jeszcze żadnego meczu. Warto było tam być, przede wszystkim dla tego klimatycznego boiska.


Średnio nadawało się do gry, ale nie było innego wyjścia. W pierwszej połowie każda z drużyn miała po kilka świetnych sytuacji na zdobycie gola, ale padła tylko jedna bramka, i to tuż przed przerwą. Strzelili gospodarze.



W 63. minucie było 2:0 po bramce samobójczej. Minęło 120 sekund i... znów samobój, tym razem piłkę do siatki skierowali gospodarze. Lyski starały się zmienić wynik, co udało się w doliczonym czasie gry, a wyrównał zawodnik, który wszedł na boisko kilkanaście minut wcześniej.



























LKS Adamowice - LKS Lyski 2:2 (1:0)

Bramki:
1:0 Andrzej Marek 45'
2:0 Szymon Przygoda 63' sam.
2:1 Andrzej Marek 65' sam.
2:2 Czesław Wojciechowski 90+2'

22.10.2015r. Boisko w Bogunicach. Widzów: 130.
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz